Strony

Strona główna

niedziela, 8 maja 2016

II miejsce: On Shot ,,Jedno wydarzenie, a tak zmienia w życiu" Patty;* Super


Życie. Co to jest? Dla niektórych coś pięknego, ale nie dla mnie. To jest bezsensowna gra. Walczysz póki nie upadniesz i nie spadniesz. Ile ja będę walczyć z moim losem? Kiedy się poddam? Zakończę to co już nie ma sensu. Tylko kiedy? Może wytrzymam rok? Miesiąc? Tydzień? Dzień?
Zakończę to co się nazywa życiem. Moje życie. A czemu chcę zakończyć życie? Codziennie doznaję bólu, smutku i to przez własnych rodziców. Ojciec chleje nie obchodzę go ja. Wyżywa się na mnie, gdy coś zrobię źle, a matka udaje, że nic się nie dzieje. Ma mnie w dupie jednym słowem. Ciągle zostaje po godzinach w pracy. Już z powoli mam tego dość. Moje życie to patologia. Ojciec pijak, matka pracoholiczka. Nie mam rodzeństwa, jestem jedynaczką, a szkoda, możę z rodzeństwem było by mi łatwiej. Mam 17 lat. Od urodzenia mieszkam w Buenos Aires. Jestem szatynką o czekoladowych oczach. Moja sylwetka jest szczupła, aż za szczupła. Mam przedarty nosek. Długie nogi. Nie mam chłopaka. Nie szukam. Nie chcę się związywać w jakiś związek. Nie dla mnie randki i romantyczne spacerki za rączkę. Mam ważniejsze sprawy na głowie. Przyjaciół nie mam. Kiedyś miałam najlepszą przyjaciółkę Ludmiłę, ale ona wyjechała do Nowego Jorku z rodzicami dwa lata temu. Nie utrzymujemy kontaktu. Bardzo mi jej brakuję. Jedynie z nią miałam dobry kontakt. Jej mogłam powiedzieć wszystko. Była dla mnie oparciem. Ale to się zmieniło. Już tak nie będzie. Może kiedyś się spotkamy. O ile wytrzymam do tego momentu. Nie przedstawiłam się, nazywam się Violetta, Violetta Stoessel. Moja mama to Clara Stoessel, a ojciec  Alejandro Stoessel. Jesteśmy szczęśliwą rodziną. Taa i to bardzo. Czujecie tą ironię?
            Obudziły mnie wpadające promienie słoneczne do pokoju. Niechętnie wyszłam z miękkiego posłania. Zgarnęłam przyszykowany wczoraj zestaw i udałam się do łazienki. Rozebrałam się do naga i weszłam do kabiny. Obmyłam swoje ciała waniliowym żelem pod prysznic, włosy szamponem o tym samym zapachu. Spłukałam pianę, owinęłam się ręcznikiem i wyszłam na zimne kafelki. Wysuszyłam włosy. Pomalowałam się lekko. Ubrałam czerwoną bluzkę i dżinsy oraz converse. Włosy pokręciłam lokówką. Gotowa zeszłam na dół. Przed telewizorem siedział ojciec z browarkiem. Ominęłam go. Na szczęście mnie nie zauważył. Zaczęłam robić sobie śniadanie. Płatki z mlekiem. Wszystko zjadłam. Nie chcący spadł mi talerz i potłukł kiedy wkładałam do zmywarki. Narobił hałasu. Do kuchni wparował zdenerwowany ojciec.
- Co ty robisz gówniaro? Patrz co ty narobiłaś kurwa. Porządnie nie umiesz talerza włożyć do zmywarki. Tylko nam straty przynosisz. - Oznajmił. Jego ostatnie słowa mnie zabolały.
- Przepraszam. Już sprzątam. - Powiedziałam. Wyszedł z pomieszczenia. Po moich policzkach leciały łzy. Szybko pozbierałam odłamki szkła. Skaleczyłam sobie malce przy okazji. Udałam się do łazienki. Opatrzyłam rękę. Następnie udałam się do mojego pokoju. Położyłam się na łóżku. Dobrze, że są wakacje. Z jednej strony nie muszę iść do szkoły, a z drugiej muszę siedzieć wśród czterech ścian. Zaczęłam rozmyślać o moim życiu. Co ja robię źle? W czym zawiniłam na takie traktowanie? Staram się dobrze uczyć. Zawsze staram się im nie podkładać. Ale i tak robię coś źle. Moje rozmyślania przerwała kłótnia rodziców. Za bardzo jej nie słyszałam.
- To nie jest moja córka. - Jedynie to zdanie wyraźnie usłyszałam ze strony ojca. Zaczęłam płakać w poduszkę. Czy on nie uważa mnie za swoją córkę? Nigdy mnie nawet tak nie nazwał. Zawsze na mnie patrzył z pogardą. Nawet nie wiem kiedy zasnęłam.
            Wracając ze spaceru zobaczyłam przed naszym małym domkiem limuzynę. Limuzyna i to jeszcze przed naszym domem? Może się zgubili i pytają się o drogę? To najlepsze rozwiązanie. Naszą rodzinę nie stać na takie samochody. Jesteśmy biedni, ale nam nic nie brakuje. Na jedzenie nas stać, na rachunki też. Weszłam do środka. W salonie była moja mama, ojciec i jakiś czarnowłosy mężczyzna. O co tu chodzi? Mój opiekun siedział w fotelu i nic go nie obchodziło. Rodzicielka kłóciła się z tamtym kolesiem w garniturze.
- Po co przyjechałeś? - Zapytała moja mama.  Wiem, że podsłuchiwać to złe, ale ciekawość była silniejsza.
- Po Violettę. Zabieram ją do mnie. - Powiedział brunet.
- Nie oddam Ci jej. Nie było Ciebie przy niej przez całe życie.  Ona Cię nie zna. -
- Jestem jej ojcem. Violetta jest moją córką. - Oznajmił. A mnie to zamurowało. On jest moim ojcem? Całe moje życie to kłamstwo?
- Niech zabiera smarkulę. Jest tu nie potrzebna. - Oznajmił mój ojciec, a raczej Alejandro.
- Czy to prawda? - Zapytałam się wszystkich zapłakana. Wszyscy spojrzeli na mnie. Mama z przerażeniem, ,,tata'' z rozbawieniem, a ten mężczyzna z troską i z... miłością?
- Tak to prawda Violetto. German jest twoim ojcem. - Odezwała się mama. Kiedy usłyszałam te słowa uciekłam do mojego pokoju. Zamknęłam się na klucz. Rzuciłam się na łóżko. Teraz rozumiem czemu byłam tak traktowana przez człowieka, którego uważałam za ojca. Nie był nim. Nie byłam jego córką.
- Violu proszę otwórz. - Usłyszałam głos Germana, mojego ojca. Postanowiłam otworzyć. Chce znać całą prawdę. Wpuściłam do pomieszczenia mężczyznę. Trudno było przyzwyczaić myśl, że on jest moim ojcem. Usiadłam na łóżku. A German koło mnie.
- Wiem, że to musi być dla  Ciebie  to trudne. Dla mnie też  to jest trudne. Nie musisz do mnie mówić tata, wystarczy German. - Zaczął. - Jestem twoim ojcem, a ty moją córką. Pierwszy raz Ciebie widzę na oczy. Bardzo się z tego cieszę. - Dodał.
- A czemu Ciebie nie było przez całe moje życie? - Zadałam pytanie. Opowiedział mi. Moja mama i tata mieli romans. Potem ona zaszła w ciąże i uciekła. A German dowiedział się, że spodziewa się dziecka jak znalazł zdjęcie USG. Szukał mnie przez całe życie.
- Gdzie mieszkasz?
- W Nowy Jorku. - Odpowiedział na moje pytanie. To strasznie daleko. Dla mnie przejechał tyle kilometrów. Chyba mu na mnie zależy.  W tej chwili czułam się kochana. Tyle dla mnie zrobił. Bo jakby mu nie zależało by się nie fatygował tyle.
            Obudziłam się bardzo wcześnie. Wykonałam poranne czynności. Ubrałam się luźnie. Zeszłam na dół. Mama i człowiek, którego uważałam za ojca siedzieli przy stole. Nawet mnie nie zauważyli. Skierowałam się stronę drzwi wyjściowych. Dzisiaj razem z Germanem wybieram się do wesołego miasteczka. Chcę go lepiej poznać. Przed domem czekała wspomniana osoba. Stał oparty o sportowy samochód. Nie wiem jaka marka, bo się nie znam, ale musiał być strasznie drogi. Był ubrany w czarne spodnie i granatowy sweter.
- Cześć  Violu. - Przywitał się. Posłałam mu promienny uśmiech. Wsiedliśmy do transportu. On oczywiście za kierownicą. Po paru minutach byliśmy na miejscu. Świetnie się z nim bawiłam. To był wypad ojca i córki. Byliśmy na karuzeli. Jedliśmy watę cukrową. Z Alejandro się tak nie czułam jak przy nim.
- Chciałabym z tobą mieszkać. - Wypaliłam nie zastanawiając się co mówię.
- To czemu tego nie zrobisz? Możesz ze mną zamieszkać w Nowym Jorku. - Powiedział German.
- Na prawdę? - Uszczęśliwiłam się. Fajnie by było z stąd wyjechać. Z dala od ludzi, którzy mnie krzywdzą. Zacząć nowe życie. On kiwnął głową na tak.
- Dziękuję. Tyle dla mnie robisz. Najpierw szukasz mnie przez całe moje życie. Przyjeżdżasz tyle kilometrów, żeby mnie zobaczyć, a teraz proponujesz, żebym z tobą zamieszkała. - Oznajmiłam.
- Kocham Cię córeczko i chcę dla Ciebie jak najlepiej. - Mówi. Nigdy nie słyszałam piękniejszych słów.
            Dzisiaj jest najlepszy dzień w moim życiu. Dzisiaj się uwolnię od Buenos Aires. Mój tata wygrał sprawę nad opieką mną. Teraz nie nazywam się Violetta Stoessel, a Castillo. Mam po ojcu nazwisko. Dzisiaj zamieszkam w Nowym Jorku. Dowiedziałam się, że mam brata Federico. Od zawsze chciałam mieć rodzeństwo, a teraz mam starszego brata. On ma 19 lat. Nie ma mamy, zmarła przy porodzie. Trochę boję się spotkania z nim. Nie wiem jak on zareaguje na mnie.  Dopakowuję ostatnie rzeczy do walizki. Schodzę z bagażem na dół. Żegnam się z mamą. Nie interesowała się mną przez całe życie i tak nie potrafiłam wyjść z stąd bez pożegnania. Po chwili jestem w drodze na lotnisko. German musiał już dawno pojechać do NY. Miał jakieś sprawy z firmą. Wsiadam do samolotu. Wkłada do uszów słuchawki.
            Wysiadam z samolotu. Na lotnisku czeka na mnie German. Podchodzę do niego. Na mojej twarzy widnieje uśmiech.
- Cześć córeczko. - Przytula mnie. Oddaję przytulasa. Czuję się taka kochana. Mało czasu się znamy, a dał mi więcej miłości niż moi 'idealni' rodzice.
- Lepiej już chodźmy do domu. - Proponuje mój ojciec. Wychodzimy z lotniska. Podchodzimy do samochodu przy, którym stoi jakiś starszy mężczyzna.
- Violetto poznaj Ramallo. Jest moim pomocnikiem w firmie i przyjacielem.
- Miło mi Ciebie poznać Violu. - Mówi Ramallo. Jest bardzo miły. Wsiadamy do transportu. Mój ojciec i Ramallo z przodu, a ja z tyłu. Po chwili podjeżdżamy pod dom, a raczej willę. Ja tu będę mieszkać? Wchodzimy do środka. Od progu ściska mnie jakaś kobieta. Ma ciemne włosy i jest trochę większych rozmiarów. Trochę dusi.
- Olgo puść Violettę bo jeszcze ją nam udusisz. - Usłyszałam głos Ramallo. Po chwili kobieta wykonuję tą prośbę. Jestem mu wdzięczna. Wchodzi w głąb domu. Widzę uśmiechniętego bruneta. Po chwili bierze mnie w swoje objęcia. To musi być mój brat. Chyba będę musiała się przyzwyczaić do uścisków. Jeszcze nigdy mnie nikt tak ciepło nie potraktował. Widzę tych ludzi pierwszy raz, a tyle ciepła od nich dostałam.
- Jestem Federico, twój brat. - Powiedział uśmiechnięty chłopak puszczając mnie ze swoich objęć.
- A ja Violetta co pewnie wiesz. - Odezwałam się. Kiwnął głową, że wie.
- Obiad! - Usłyszałam krzyk Olgi. Zjadłam pyszny posiłek. Jaka dobra kuchnia. Mniam. Pychota.
- Pewnie chcesz zobaczyć swoje królestwo? - Zapytał się mój ojciec. Pewnie, że tak. Zaprowadził mnie do mojego pokoju. Woow. Ściany były koloru fioletowego. Wielkie łoże w tym samym kolorze. Telewizor. Biurko było, a na nim laptop. Czarny miękki dywan na środku pokoju. Tu jest pięknie. Czuję się jak księżniczka tylko brakuje przy moim boku księcia. Moje życie się obróciło o 360
. Może to się zmieni? Usiadłam na łóżku. Jeszcze raz się obejrzałam po mojej sypialni. Tu jest jak najsłodszych marzeniach. Po chwili usłyszałam pukanie do drzwi. Do środka wszedł mój brat. Zastanawiało mnie czy mu kiedyś schodzi ten uśmieszek z twarzy?
- Może się lepiej poznamy? - Proponuje brunet. Kiwam głową na znak, że się zgadzam. Siada koło mnie.
- Co chcesz wiedzieć? - Pytam się.
- Czym się interesujesz? - Zapytał mnie.
- Trochę się interesuję muzyką. Tylko tak trochę. Za wielkiego talentu nie mam. - Mówię.
- Może coś zaśpiewasz?
- Nie, może kiedyś indziej. - Powiedziałam. Rozmawialiśmy ze sobą przez około 2 godziny. Tematów nam do rozmów nie brakowało. Byliśmy tacy do siebie podobni. Byliśmy jak rodzeństwo, prawdziwe rodzeństwo. Dowiedziałam się, że ma dziewczynę w moim wieku.
- Jutro poznasz moją dziewczynę i przyjaciela, on jest w moim wieku. - Oznajmił. - Idź już siostrzyczko spać. - Dodał.
- Dobranoc. - Szepnęłam. Pocałował mnie w policzek i wyszedł. Tak jak powiedział i tak zrobiłam. Wcześniej oczywiście wykonałam wieczorne czynności, ubrałam piżamę i poszłam spać.
            Promienie słoneczne wtargnęły do mojego pokoju. Nie może jeszcze pójść spać? Albo ktoś nie może zakryć ciała niebieskiego? Niechętnie wstałam z łóżka. Udałam się do mojej garderoby w pomieszczeniu. Było tam pełno sukienek, spódniczek, po prostu chyba wszystkiego rodzaju ubioru. Ja chyba śnię. Ubrałam na siebie różową sukienkę z białym paskiem sięgała mi do połowy ud. Do niej dobrałam brązowe koturny. Dodałam do zestawu biżuterię, czyli kolczyki i moja ulubiona bransoletkę. Dostałam ją od przyjaciółki, ona też ma taką. Na nich pisze FriendsForever. To są nasze bransoletki przyjaźni. Może się kiedyś spotkamy? Może. Zeszłam na dół. W kuchni był Federico.
- Hej. - Przywitałam się. Pocałowałam go w policzek.
- Hej Sister. - Powiedział radośnie z tym swoim pełnym entuzjazmu uśmiechem. - Ojciec z Ramallo pojechali do firmy, a Olga ma wolne. Więc mamy chatę dla siebie. - Podsumował chłopak. Dzisiaj przychodzą jego znajomi. Ciekawa jestem jacy oni są. Nie dowiem się tego póki ich nie poznam. - Zajadaj śniadanko. Sam przygotowałem. - Pochwalił się dumnie wystawiając pierś do przodu pokazując na stół na talerz z kanapkami. Wszystko zjadłam z apetytem.
- Pyszne. - Skomentowałam.
- Bo robione przez najlepszego kucharza. - Oznajmił, a ja się zaśmiałam.
- I skromnego. - Dodałam.
- Tak, tak to też.  - Potwierdził. Po chwili chłopak dostał SMSa. - Lusia się trochę spóźni, ale Leon zaraz powinien być. Ona szuka swojej ulubionej bransoletki, bez niej nie wychodzi z domu. Jest dla niej bardzo cenna. - Powiedział Fede. Spojrzałam na moją rękę na, której była biżuteria. Coś tam rozumiem. Ja nigdy nie roztaję się z moją bransoletką. Ona przypomina mi o Lu. Nosząc ją czuję więź z nią. Jak  jestem w Nowym Jorku to może ją odszukam. Przecież powinna tu mieszkać. Mam nadzieję, że się nie przeprowadziła do innego kraju. Udałam się do salonu. Jest tutaj bardzo przytulnie. Było tutaj fortepian. Kocham na tym instrumencie grać. Twoje dłonie tworzą przyjemną melodię dla twoich uszów. To jest wspaniałe. Usiadłam przy przedmiocie. Moje palce zaczęły zgrabnie poruszać się po klawiszach.
Po chwili dołączył się mój głos. Śpiewałam piosenkę, którą napisałam z moją przyjaciółką. Jest dla mnie bardzo ważna. Po chwili usłyszałam znany mi głos. Wszędzie go rozpoznam. Spojrzałam na osobę towarzyszącą w wokalu. To była Ludmiła. Na jej twarzy gościł się przepiękny uśmiech, a na jej ręce była nasza bransoletka. Usiadła koło mnie. Głowę położyła na moim ramieniu. Los się do mnie uśmiechnął.

Después de todo estamos juntas
Viendo salir el sol

Abro mi corazón a ti
La luz se hace mas fuerte en mi
Cuando tu estas
Puedo sentir
Que no estoy sola para seguir

Abro mi corazón a ti
La luz se hace mas fuerte en mi
Cuando tu estas
Puedo dar mas
Sube el telón y que comience a sonar

Tu voz y mi voz

Kiedy skończyliśmy śpiewać przytuliłam ją. Tak dawno ją widziałam.
- Tęskniłam. - Wyznałam.
- Ja też Vils. - Oznajmiła. - I to bardzo. - Dodała.
- Trochę tego nie rozumiem. Skąd się znacie? - Zapytał się Federico skupiając naszą uwagę na jego osobę.
- Ach tak. My się znamy  z Buenos Aires. Jesteśmy najlepszymi przyjaciółkami. To o niej ciągle mówiłam kochanie. - Wytłumaczyła mu blondynka.
- Wspominałaś coś, a nie spodziewałem się, że to może być moja siostra. Jaki zbieg okoliczności. Nawet macie takie same bransoletki. - Powiedział.
- Gdzie Leon? - Zadała pytanie moja przyjaciółka.
- Nie wiem. Może się spóźni. - Odezwał się mój brat. Po chwili przyszedł do niego SMS. - Napisał, że czeka na nas w kawiarni za rogiem. - Poinformował. Wyszliśmy z domu.
- Czemu się nie odżywałaś się przez 2 lata? - Zapytałam. To pytanie mnie nurtowało.
- Federico mi telefon zatopił. - Groźnie spojrzała na mojego braciszka. On tylko skruszony na nas popatrzył.
- Przecież przepraszałem Ciebie przez miesiąc. - Wytłumaczył się. O długo się Ferro fochała.
- Ale pisałam do Ciebie na Facebooku, ale ty nie odpisywałaś. - Dodała po chwili.
- Przepraszam, znowu hasło zapomniałam. - Wytłumaczyłam. To jest prawda. Ciągle zapominam jakie sobie ustawiłam hasło na Fb.
- Vilu0192 takie hasło miałaś. - Blondynka posłała mi swój piękny uśmiech.
- Faktycznie. - Przyznałam jej rację. Ona zawsze pamiętała takie rzeczy.
- Już jesteśmy na miejscu. - Oznajmił Fede. Weszliśmy do środka. Tam zobaczyłam przystojnego szatyna. O matko. Jakie ciacho! Podeszliśmy do niego. A więc on musi mieć na imię Leon. Piękne imię.
- Hej Leon. To jest... - Federico nie dokończył, bo mu przerwał szatyn.
- Anioł. - Szepnął. Moje policzki przybrały kolor czerwony. Aż takim aniołem to ja nie jestem.
- Ktoś tu ma branie. - Wyszeptała mi do ucha Lu.
- Jakbyś mógł mi nie przerywać. - Powiedział mój brat. - To jest moja siostra Violetta. - Dodał.
- Miło mi jestem Leon. - Uścisnął mi dłoń. Po mojej skórze przeszło przyjemne mrowienie. Co się ze mną dzieje? Usiedliśmy do stolika. Złożyliśmy zamówienia.
- Czym się interesujesz? - Zapytał się mnie.
- Violetta uwielbia śpiewać. Ma niesamowity głos. Jak wcześniej to ująłeś. Śpiewa jak anioł. - Odpowiedziała za mnie Ludmiła. Spojrzałam na nią. Moja mina mówiła ,,Sama umiem odpowiadać!''.
- Jak to wcześniej Lu wspominała lubię śpiewać, ale takiego talentu to ja nie mam. - Oznajmiłam. Teraz to ona na mnie spojrzała. Jej wzrok mówił ,,Serio?''.
- Znam Cię kochanieńka 5 lat, więc nie wykręcaj się, że nie masz talentu. - Powiedziała.
- Coś tu nie rozumiem. Wy się znacie? - Zapytał się dezorientowany Leon.
- Jesteśmy najlepszymi przyjaciółkami. Znamy się z Buenos Aires. Lu wyjechała i nam kontakt się urwał, ale teraz znowu się spotkałyśmy. - Wyjaśniłam.
- A to o niej ciągle gadałaś. - Zwrócił się do blondynki.
- Może pójdziemy do klubu karaoke? - Zaproponowała blondynka.
- Ja jestem za. - Zgodził się Federico i Leon również. Teraz czekali na moją odpowiedź.
- Możemy iść.
- To wspaniale.
            Jesteśmy w klubie karaoke. Fajnie tu jest. Są tu czerwone kanapy, a przed nimi mały stolik czarny. Zajęliśmy miejsca.
- Co chcecie? - Zapytał się Leon. Wszyscy powiedzieli mu swoje zamówienia. Chłopacy alkoholu nie brali. Jak to Fede powiedział: ,,My nie pijemy. Musimy was pilnować i chcemy wam towarzystwa dotrzymać''. Lu gdzieś znikła. Po chwili wróciła z uśmiechem. On mówił, że coś wykombinowała. Tylko co? Na scenę wszedł prowadzący.
- Zapraszamy na scenę Violettę Castillo. - Kiedy to usłyszałam prawie się zadławiłam. To ona. Ona mnie zapisała. Szybko zaprzeczałam. Nie wchodzę tam.
- Vio-le-tta! Vio-le-tta! Vio-le-tta! - Leon zaczął wykrzykiwać moje imię i klaszczeć w dłonie. Potem wszyscy krzyczeli moje imię. Spojrzałam złowrogo na blondynkę.
- Kiedyś Cię zabiję. - Zwróciłam się do niej.
- Też Cię kocham Vivi. - Powiedziała. Weszłam na scenę. Widownia przywitała mnie oklaskami. Zaczęłam śpiewać piosenkę Zara Larsson-Lush life.

Now I've found another crush
The lush life's given me a rush
Had one chance to make me blush
Second time is one too late

Now I've found another crush
The lush life's given me a rush
Had one chance to make me blush
Second time is one too late

Kiedy skończyłam, usłyszałam przeogromne brawa.
Z uśmiechem zeszłam ze sceny. Podeszłam do stolika przy, którym siedzieliśmy. Zajęłam miejsce pomiędzy Leonem, a Ludmiłą.
- I ty talentu nie masz? - Szepnął mi do ucha szatyn. Moje ciało przeszło przyjemny dreszcz pod pływem jego głosu. Czy to możliwe, że tak krótkim czasie zaczynam się w nim zakochiwać?
- Przepraszam, ale mama napisała mi SMS, że muszę już wracać do domu. - Oznajmiła Lu. A szkoda, że musi wracać.
- Ja Ciebie Kochanie odprowadzę. - Powiedział mój brat. - Leon odprowadzisz potem Violettę? Czy mam po nią wracać? - Zapytał się swojego przyjaciela. Przecież mogę zamówić taksówkę.
- Odprowadzę. Przynajmniej poznam śliczną dziewczynę bliżej. - Wyznał Leon. Ja znowu przez jego komplementach się zarumieniłam. Co ze mną się dzieje?
- Łapy przy sobie Verdas lepiej miej. - Ostrzegł go Federico. Fedemiła wyszła z klubu. Zostałam sama z Leonem. Zaczęliśmy rozmawiać. Nie brakowało nam tematów do rozmowy. Poznałam go lepiej. Jest bardzo fajnym chłopakiem. I przystojnym. Dodała moja podświadomość. I muszę przyznać jej rację. Jest cholernie przystojny. A te jego oczy. Dwa szmaragdy.
- Idziemy? - Zapytał się chłopak. Kiwnęłam głową na tak. Wyszliśmy z budynku. Był już wieczór. Na niebie był piękny księżyc. Zawiał lekki wiatr. Trochę się trzęsłam z zimna.
- Masz. - Szatyn podał mi swoją bluzę.
- Ale Ci będzie zimno. - Oznajmiłam.
- Mną się nie przejmuj. Ważne, żeby Ci było ciepło. - Powiedział. Założyłam jego ubranie. Była przesiąknięta jego perfumami. Przyjemny zapach.
- Ślicznie wyglądasz w mojej bluzie. - Oznajmił Leon. Ja się zarumieniłam. Dobrze, że było ciemno, bo ich nie widział. Oprowadził mnie pod dom.
- Kolorowych snów Violu. - Powiedział szatyn i mnie pocałował w policzek. W miejsce gdzie tyknęły jego usta strasznie piekło.
- Dobranoc. - Odezwałam się. Poczekałam aż zniknie za rogiem. Po chwili weszłam do środka. W salonie był mój ojciec.
- Gdzie Federico? - Zapytał się German.
- Nie wiem. A jeszcze go nie ma? - Zadałam pytanie. Przecież on wyszedł wcześniej niż ja. No tak zakochańce nie mogli się szybko pożegnać.
- Dostanie mu się. Przecież miał ciebie pilnować. Ty nie znasz okolicy, a jeszcze jest ciemno. - Dodał.
- Nie szłam sama. Leon mnie odprowadził. - Mówiłam. Usiadłam koło niego na kanapie.
- Kim jest ten Leon? Czy to nie za wcześnie na chłopaków? Jesteś jeszcze młoda. Na nich przyjdzie odpowiednia pora. - Powiedział.
- Leon to przyjaciel Federica. Jest taki przystojny, cudowny, miły, przezabawny... - Rozmarzyłam się o chłopaku.
- Dopiero córkę odnalazłem, a już mi jakiś chłopak chce ją zabrać. - Szepnął pod nosem.
- Tatusiu zawsze będę Cię kochać. - Oznajmiłam.
- Powiedziałaś na mnie tatusiu. To jest najpiękniejsza rzecz na świecie jaką mogłem usłyszeć słowo tato. - Po jego policzku spłynęła łza szczęścia. Przytuliłam się do niego. Szkoda, że nie nie był przy mnie od małego. Ale to nie jego wina. Ciekawe jakby wyglądało moje życie wtedy?
- Kocham Cię tatusiu. - Szepnęłam.
- Ja Ciebie też córeczko. - Cmoknął mnie w czubek głowy. Nareszcie mam kochającą się rodzinę.
 - Pójdę już się położyć. - Wstałam i skierowałam się do mojego pokoju. Wykonałam wieczorne czynności. Dopiero zauważyłam, że mam jego bluzę i chyba jej nigdy nie odzyska. Przytuliłam się do miękkiego materiału. Ułożyłam się wygodnie na łóżku, a po chwili odpłynęłam. Śnił mi się szatyn z szmaragdowymi oczami. Najpiękniejszy sen jaki miałam.
            Poczułam jak ktoś mną szturcha o ramię. Otworzyłam oczy. Zobaczyłam moją przyjaciółkę. Była cała rozpromieniona. Obiecałam jej lizaka, że tak się uśmiecha?
- Vils opowiadaj jak było wczoraj. Ty i Leon. - Usłyszałam z jej ust.
- Pocałował mnie... - Postanowiłam się z nią podroczyć.
- Iii. - Chciała wiedzieć więcej.
- delikatnie... - Jej uśmiech się powiększył.
- Iii. - Odezwała się.
- w policzek. - Dokończyłam zdanie. Na jej twarzy był grymas. Pewnie panna Ferro obstawiała, że będziemy się namiętnie całować po jednym dniu znajomości. To cała ona.
- Wkrótce będziecie razem. Widzę jak on na Ciebie patrzy. Jeszcze nigdy nie patrzał się tak na dziewczynę jak na Ciebie. - Oznajmiła. Ta jasne i ja Ci uwierzę.
- Nie gadaj głupot. - Rzekłam. - Jak tu jesteś to może mi opowiesz jak spotkałaś mojego brata? - Zapytałam się. Ona się zaśmiała.
- Ta historia jest zabawna. Spotkaliśmy się przy budce z hod-dogami. On się kłócił z sprzedawcą, że chciał ketchup, a nie musztardę. Zaczął wymachiwać rękami, w której trzymał tego hod-doga. Ja szłam w tamtą storę. Federico wypadła parówka w bułce na mnie. Przez niego miałam całą brudną koszulkę. Wzięłam butelkę z ketchupem i wylałam mu ją na głowę. A ostatnie co mu powiedziałam było ,,Masz ten swój ketchup.'' - Opowiedziała blondynka. Na koniec wybuchnęłyśmy śmiechem. Ach ten mój braciszek. - Idziemy na spacer? Pokażę Ci okolicę. - Zaproponowała Lu. Zgodziłam się. Blondynka mi pomogła wybrać zestaw na dzisiejszy dzień. Powiadomiłam tatę, że wychodzę. Ludmiła pokazywała mi wszystkie ciekawe miejsca. Nowy Jork jest fantastyczny. Pod koniec wycieczki udałyśmy się do kawiarni. Zamówiliśmy latte i po szarlotce. Do pomieszczenia wszedł Leon. Kiedy nas zauważył podszedł do nas.
- Hej Vilu. - Powiedział patrząc się na mnie.
- Hej Leon. - Rozpłynęłam się w jego tęczówkach. Są takie piękne.
- Hej Ludmiła. - Powiedziała do siebie blondynka wzrócając naszą uwagę na jej osobę.
- A tak. Cześć Lu. - Przywitał się z nią. Ona tylko przewróciła oczami. - Mogę się dosiąść? - Zadał pytanie.
- Pewnie. - Odpowiedziałam szybko cała uśmiechnięta. Zajął miejsce koło mnie. Czy nie mówiłam, że on jest przystojny? Jest boski. Ja się chyba w nim zakochałam. Nigdy czegoś takiego nie czułam. Czy to jest miłość? Jak nie to. To co to jest? Zauroczenie? Na dzień dzisiejszy tego nie wiem. Kelner przyniósł nam zamówienia. Przy mojej filiżance była karteczka.
958****** Zadzwoń mała;)
Spojrzałam na mężczyznę, który przyniósł nam zamówienia. Zrobił słuchawkę telefoniczną z ręki i przyłożył do ucha. Następnie mrugnął do mnie. Leon spojrzał na niego groźnie. Chłopak się przestraszył i odwrócił w inną stronę. Czyżby był zazdrosny...  i  to o mnie? Nie. Może nie przepada za tym kolesiem. Mimo tej dziwnej sytuacji dobrze nam się rozmawiało. On jest wspaniały. Potem każdy rozszedł się swoje strony.Ciągle myślałam o Leonie. Już jestem pewna, że się w nim zakochałam. Przy nim czuję się jakbyśmy znali się przez całe życie.
            Obudziłam się parę minut po 10. Od spotkania w kawiarni minęło 2 tygodnie. Zaprzyjaźniłam się z Leonem ale chciałabym coś więcej. Kocham go. Ciągle o nim myślę. Z głowy wyjść mi nie może. Wygramoliłam się z łóżka. Pomaszerowałam do łazienki w pokoju. Wykonałam poranne czynności. Pomalowałam się. Uczesałam, włosy zakręciłam lokówką. Ubrałam na siebie bieliznę. Założyłam niebieskie spodnie, białą koszulkę i trampki. Dzisiaj wygoda. Zjadłam śniadanie. Następnie udałam się do parku. Rozmyślałam co mam robić. Czy wyznać prawdę Leonowi? Czy dalej to ukrywać? Dlaczego to musi być trudne? Boję się, że on nie odwzajemnia moich uczuć, a tylko wyznając mu moje uczucia zniszczę naszą przyjaźń. Co ja mam robić? Muszę wybrać. Tylko, która odpowiedź będzie tą właściwą? Usiadłam na ławce. Zamknęłam oczy. Wyobraziłam sobie, mnie i Leona, razem i szczęśliwych jako parę. Piękne to by było w rzeczywistości. Głośno westchnęłam.
- Chciałabym Ci powiedzieć Leon jak bardzo Cię kocham. - Powiedziałam do siebie.
- To zrób to. - Usłyszałam jego głos. Natychmiast podniosłam przerażona wzrok na niego. Siedział koło mnie na ławce. Patrzył na mnie swoimi tęczówkami. Na jego twarzy był uśmiech.
- Kocham Cię Leon. - Szepnęłam.
- Ja Ciebie też kocham Violu i to bardzo. - Wyznał. On mnie kocha. To jest najlepszy dzień w moim życiu. Przyciągnął mnie do siebie. Wbił się w moje usta. Nas pocałunek był delikatny i magiczny. Dla nas czas się zatrzymał. Ja. Leon. My. Nic nas innego nie obchodziło. Po chwili się od siebie oderwaliśmy. Stykaliśmy się czołami.
- Violu zostaniesz moją dziewczyną? - Spytał się.
- Tak, zostanę. - Odpowiedziałam.
- Wiesz kto jest teraz najszczęśliwszy na świecie? - Zapytał się. Kiwnęłam głową na tak. - Leon. - Odpowiedział na swoje pytanie. Pokręciłam przecząco głową.
- Nie bo Violetta. - Wyszeptałam. Wbiłam się w jego usta. Tym razem ten pocałunek był namiętny. Wyrażał naszą miłość do siebie.
- Chodź zabiorę Cię w przepiękne miejsce. - Powiedział. Wstał z ławki i mi podał swoją dłoń. Spojrzałam na nią. Po chwili złączyłam nasze dłonie razem. Zaczęliśmy się kierować do... Nawet nie wiem gdzie. Wszędzie będzie dobrze byle tylko z nim. Wtuliłam się w jego. On mnie objął ramieniem. Przy nim czuję się bezpieczna. Weszliśmy do lasu. Ufam mu i wiem, że mi krzywdy nie zrobi. Odkrył jakieś krzaki. Przeszliśmy przez nie. Zobaczyłam piękną łąkę z strumieniem. Jest tu pięknie. Pełno kwiatów tu rośnie. Położyliśmy się na trawie pod drzewem. Głowę miałam na jego torsie. Słyszałam bicie jego serca. Nigdy nie przypuszczałam, że moje życie się tak zmieni. Mam wspaniałego chłopaka, cudowną rodzinę, przyjaciółkę odnalazłam. Tyle szczęścia mnie spotkało. Leon zerwał kwiatka i wsadził mi we włosy.
- Śliczna jesteś. - Wyznał patrząc mi w oczy. Ja się oczywiście zarumieniłam. - I ślicznie się rumienisz. - Dodał. Teraz byłam cała czerwona.
- Leon przestań mówić same kłamstwa. Dobrze wiemy, że tak nie jest. - Zaprzeczyłam.
- Przestań wmawiać sobie, że jesteś brzydka, bo to nie prawda. Jesteś najpiękniejszą dziewczyną na świecie. - Oznajmił. Prysnął mnie w nos. Na ten gest się zachichotałam.
- Kocham Cię. - Powiedziałam.
- Ja Ciebie też księżniczko. - Cmoknął mnie w policzek, a potem drugi. On jest niesamowity. Jesteśmy jeden dzień razem, a jestem taka szczęśliwa. Mam najlepszego chłopaka pod słońcem.
- O czym myślisz kochanie? - Zapytał się mnie Leon. Kochanie jak to pięknie brzmi.
- O tym jakiego mam wspaniałego chłopaka. - Wyznałam. Cmoknęłam go krótko w usta.
- I najprzystojniejszego. - Dodał.
- Tak i najskromniejszego. - Powiedziałam.
- Tak to też. - Przyznał mi rację. - Ale musisz przyznać, że najlepiej całuję. - Oznajmił.
- Nie całujesz tak najlepiej. - Zaczęłam się z nim droczyć.
- Tak myślisz? - Zapytał się mnie. Przewrócił nas tak, że ja leżałam na ziemi, a on nade mną. Pokiwałam radośnie głową. - To się przekonamy. - Odezwał się. Wbił się w moje usta. Nasz pocałunek był bardzo namiętny. Wyrażał naszą miłość do siebie. Jak ja go kocham. Jest moim promyczkiem, który oświetla mi dzień.
- Najlepiej całujesz. - Przyznałam mu rację po oderwaniu.
- Już powinniśmy wracać. Robi się ciemno. - Zasugerował Leon. No faktycznie już się ściemniało. Chłopak wstał i podał mi dłoń, żeby pomóc mi wstać. Chwyciłam ją, on mnie lekko pociągnął do góry. Wyszliśmy z lasu. On mnie odprowadził pod dom.
- Wejdziesz? - Zapytałam się.
- Nie, już powinienem wracać do domu. - Oznajmił.
- Dobrze. Jak już tam będziesz wyślij mi SMSa. - Powiedziałam. Martwiłam się o niego i chciałam wiedzieć czy dojdzie bezpiecznie do domu.
- Dobrze kochanie. - Zgodził się. Pocałowałam go w policzek i weszłam do domu. Byłam cała rozpromieniona.
- Gdzie byłaś? - Zapytał się mnie Fede siedzący na kanapie wraz z Ludmiłą.
- Ja już się domyślam z kim była. - Szepnęła blondynka.
- Byłam z Leonem. - Wyznałam. Na wspomnienie dzisiejszego dnia uśmiechnęłam się.
- Opowiadaj jesteście razem? - Zapytała się.
- Jesteśmy razem. - Oznajmiłam. Razem z Lu zaczęliśmy piszczeć ze szczęścia i skakać po kanapie. Moje szczęście to również jej szczęście. Federico od naszych krzyków zatykał uszy.
- Co tu się dzieje? - Usłyszeliśmy głos naszego ojca.
- Violka się zakochała. - Powiedział mój braciszek.
- Czy to nie jest za wcześnie? Przecież ona jest taka mała. - Zapytał się mój tata.
- Nie tato, ona już nie jest mała, jest już kobietą. - Oznajmił Fede. Ojciec wyszedł z salonu.
- Jestem już trochę zmęczona. Pójdę się położyć. - Powiedziałam.
- Idź śnij o swoim księciu. - Odezwała się Lu. Udałam się do swojego pokoju. Wykonałam wieczorne czynności. Przebrałam się w piżamę. Położyłam się na łóżku. Usłyszałam dźwięk przychodzącego SMSa. Szybko sięgnęłam po telefon. Odblokowałam urządzenie. Weszłem we wiadomości.

Od: Leoś:*
Już jestem w domu.
Kocham Cię♥

Do: Leoś:*
Ja Cię kocham bardziej.♥♥

Od: Leoś:*
Nie, bo ja. ♥♥

Do: Leoś:*
Nie, bo ja Cię kocham bardziej♥♥♥

Od: Leoś:*
Będziemy się o to kłócić?
Uznajmy, że kochamy się tak samo.
I tak wiemy, że ja bardziej Cię kocham:*

Do: Leoś:*
Niech Ci będzie.

Od: Leoś:*
Dobranoc księżniczko:*
Śnij o mnie:)

Do: Leoś:*
Kolorowych snów księciu:*
A ty o mnie♥

Już więcej nie usłyszałam odpowiedzi. Odłożyłam telefon na półkę obok. Ułożyłam się wygodnie na łóżku. Po chwili odpłynęłam do krainy Leon.
            Dzisiaj są walentynki. Nigdy nie obchodziłam tego święta. Teraz to się chyba zmieni, bo mam chłopaka. Jesteśmy razem pół roku. Chodzę do studia On Beat z Ludmiłą. Jesteśmy w jednej klasie. Leon i Federico też się tam uczyli, ale już ukończyli szkołę. Leon jest kochany i wspaniały, ale jednak on może nic nie planować na ten dzień. Ważne jest to, że spędzimy razem czas. To jest najważniejsze. Postanowiłam się ładnie ubrać. Założyłam białą sukienkę z Chanel i czarne szpilki. Na rękę wkładam ulubioną bransoletkę, na uszy długie kolczyki. Włosy kręcę lokówką. Robię makijaż. Usta czerwone, a oczy są delikatnie pomalowane. Efekt mi się bardzo podoba. Słyszę dzwonek do drzwi. To na pewno on. Biegnę z szybkością światła prawie się nie zabijając na schodach. Słyszę głośny śmiech brata.
- Jeśli kocha to poczeka. - Mówi Federico. Zaraz oberwie. Zmroziłam go wzrokiem. Otworzyłam drewnianą konstrukcję. Moim oczom ukazuje się mój ukochany. Wygląda bosko. Mój uśmiech się poszerza widząc Leona.
- Witaj kochanie. - Całuje mnie krótko w usta.
- Hej. - Przywitałam się z nim.
- To dla Ciebie. - Za pleców wyjmuję czerwoną różę.
- Dziękuję. - Przyjmuję kwiatka. Wpuszczam go do środka. W salonie znajduje się roześmiany Fede.
- A jemu co? - Zapytał się Leon. Wzruszyłam tylko ramionami. Wkładam podarunek od mojego chłopaka do wazonu. Zabieram z pokoju małą torebkę.
- Możemy już iść. - Mówię do Leona. Chłopak pomaga mi założyć płaszcz.
- Gdzie idziemy? - Pytam się szatyna.
- To niespodzianka. - Powiedział tajemnico. Złapał mnie za rękę. Kierowaliśmy się stronę jego domu. Czy kiedyś wspominałam, że on mieszka sam? Wchodzimy do środka. W pomieszczeniu panuje mrok, który oświetlają świeczki. Na podłodze są rozsypane płatki róż. Stoi pięknie nakryty stół. Tu jest pięknie. W tle gra wolna muzyka. Mój chłopak się postarał. Kocham go z całego serca. Odwracam się do niego. Stoi z bukietem czerwonych róż. Moje oczy są zaszklone.
- To dla Ciebie skarbie. - Podaje mi kwiaty. Po moim policzku spływa łza wzruszenia. - Nie płacz księżniczko. - Ściera mi łzę kciukiem.
- To z wzruszenia. Nigdy nikt się dla mnie tak nie postarał jak ty. Jesteś cudowny. - Powiedziałam.
- Jesteś tego warta. - Oznajmił.
- Kocham Cię. - Szepnęłam.
- Ja Ciebie też kocham. - Wyszeptał. Pocałował mnie w usta. Ten pocałunek był delikatny i namiętny tak jak za pierwszym razem.
- Zapraszam. - Powiedział po oderwaniu odsuwając mi krzesło. Usiadłam przy stole, a on zajął miejsce przede mną. Zaczęliśmy jeść przygotowany posiłek przez mojego chłopaka.
- Pięknie wyglądasz przy blasku świec. - Skomentował mnie Leon.
- Dziękuję. - Podziękowałam się rumieniąc. Zawsze chyba będę się rumienić na jego komplementy. To się chyba nigdy nie zmieni.
- Zatańczysz? - Zapytał się stojąc przede mną. Podał mi swoją dłoń, po chwili ją chwyciłam. Zaczęliśmy tańczysz w swoich objęciach wtuleni w siebie. To są najlepsze walentynki w moim życiu.

- Mamusiu co było dalej? - Pyta się moja sześcioletnia córeczka Kate wtulona we mnie.
- Wzięliśmy ślub, a potem urodziłaś się ty. - Odpowiada na jej pytanie Leon, który wszedł do salonu. Usiadł koło nas. Mała przeniosła się na jego kolana. Ona jest oczkiem w głowie tatusia.
- Kocham Was. - Powiedziałam.
- My Ciebie też mamusiu. - Odpowiada moja księżniczka. Leon przyciąga mnie do siebie. Wtulam się w jego tors. Mam wspaniałą rodzinę.
- Kate czas już iść spać. - Powiedział mój mąż. Jesteśmy małżeństwem od 7 lat. W nocy poślubnej została poczęta Kate. Leon idzie położyć naszą córkę spać. Po chwili wraca.
- Śpi? - Pytam się.
- Tak. - Odpowiada. - Jak się czuje najpiękniejsza kobieta? - Zadał mi pytanie Leon.
- Dobrze. - Odpowiadam. Po chwili poczułam kopnięcie dziecka. Jestem w 7 miesiącu ciąży. - Nasz synek strasznie kopie. Chyba zostanie piłkarzem. - Mówię. Mój ukochany podwija moją bluzkę i całuje mój brzuszek..
- My Ciebie też kochamy. Już nie możemy się doczekać aż przyjdziesz na świat. - Szepcze mężczyzna, a mały się uspakaja. Leona głos go uspakaja. Moje życie się zmieniło. Mam wspaniałego ojca, brata, szwagierkę czyli Ludmiłę, siostrzenicę, która ma 5 lat. Ma na imię Anabell. Mam kochanego męża i córeczkę i następne dziecko w drodze. Moje życie jet piękne. Wreszcie się dowiedziałam jak może być wspaniałe życie. Nic więcej nie potrzebuję.
- O czym myślisz? - Zapytał się mnie Leon.
- O tym jakie moje życie jest cudowne. - Odpowiedziałam. - Kocham Cię. - Wyszeptałam.
- Ja Ciebie też. - Szepnął. Cmoknął mnie w usta.


****
Kolejny fantastyczny os *-*

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz